Show MenuHide Menu

Archives

North Laos

2014/02/26   

Jesteśmy w Muang Sing, na północy Laosu (parę km od Chin). Wszystko fajnie-fajnie, ale na każdym kroku i w każdym miejscu obsiadają Nas starsze babinki – z różnych plemion zamieszkałych wokół jednego, małego miasteczka. Wyróżniają się kolorowym ubiorem, charakterystycznym nakryciem głowy i różnym stylem życia. Mają jednak jedne wspólne zajęcie: gnębienie turystów tandetnymi wisiorkami ;) Te przemiłe babcie ze zdjęcia są tak natrętne i natarczywe, że przez pół dnia nie dają Ci spokoju. Niczym pchły :) Kiedy za piątym razem podeszły do Nas „Akha People” —> Tomuś najpierw pomieszał im koraliki, później pochował do kieszeni, a na koniec namawiał starsze panie do walenia głową w stół – nic to nie dało ;) Poniżej fotki ”Akha People”, nazywane przez Nas „Tourist Bugs” (turystyczne pchły :) …oraz dziwne zwierzę – jadące z Nami laotańskim autobusem.

Pod sklepem rozkoszujemy się tutejszym whisky – „Lao-lao”, czyli 0,5 L za 4 pln jest mocniejsze, niż polska i ruska vodka. Francuzi odpadli pierwsi, potem my. Nie pijemy do końca miesiąca (:

65

66

69

68

ikloiaa

cccii

oooa

Jak z Tajlandii do Laosu drogą lądową..

2014/02/23   

Sobotnim rankiem pakujemy się w pośpiechu, lecimy na „American Breakfast” (2 tosty, 2 jajka, 2 becony, masło, dżem, kawa, herbata i sok pomarańczowy w cenie 8 pln :) i startujemy jeszcze przed południem z Chiang Rai do Chiang Khong. W centrum zagadujemy celnika i zawozi Nas na granicę (małym suzuki z klimą!!! :)

Przechodzimy kontrolę w Tajlandii i kupujemy bilet na autobus, który przewiezie Nas przez nowiutki most nad rzeką Mekong (przejście na piechotę jest zakazane – rowerem również). Śmieszne są koszty związane z przewozem: 2,5 pln za osobę, 10 pln za rower, 2 pln za duży bagaż na kółkach, 1 zł za mały bagaż na kółkach —> my mamy plecaki ;) Za pracę poza godzinami Tajowie pobierają 0,50 pln (:

Przechodzimy kolejną kontrolę w Laosie – za wizę płacimy 30 dolców + dodatkowy *1* za sobotnie nadgodziny. Za tuk-tuka z granicy do centrum Huay Xai krzyczą 25 pln, więc żydzimy – jak to my ;) Tego dnia łapiemy 3 bardzo fajne stopy. Doczepił się do Nas nawet Amerykanin i było wesoło ! :)

Kolejnego dnia o 5:00 budzą Nas śpiewem… MNISI (: Normalnie to byśmy się wściekli… ale mnichów bardzo lubimy! Codziennie rano zbierają dobra i pokarmy od miejscowej ludności…

Zrzut ekranu 2014-02-23 o 21.52.08

Zrzut ekranu 2014-02-23 o 23.10.11

Zrzut ekranu 2014-02-23 o 21.23.57

LONG-NECK

2014/02/17   

Plemię Karen, dość charakterystyczne i rozpoznawalne dzięki wielu stacjom telewizyjnym – spotykane głównie w północnej Tajlandii, w prowincji Mae Hong Son. To tutaj mieszkają i żyją uchodźcy z Birmy. To tutaj Rząd Tajski pozwolił tym kobietom zostać, ponieważ wiedział, że mogą stać się doskonałą atrakcją turystyczną północnej Tajlandii.

„Długie szyje” lub „żyrafy” to popularne określenia kobiet noszących obręcze w kolorze złotym. Obręcze noszą już bardzo małe, 5-letnie dziewczynki, starsze kobiety mają na sobie nawet 9 kg mosiądzu. Nie przeszkadza to im w codziennym życiu – jedzeniu, pracy czy spaniu (odpowiednie poduchy… :) Długie szyje to tak na prawdę złudzenie optyczne… nie wydłużają szyi (potwierdzone zdjęciami rentgenowskimi), a jedynie kilogramowy ciężar obniża ich obojczyki. Tjaaa…

„Long-neck” to nie tylko sposób ozdabiania ciała i kultywowanie tradycji, ale też sposób na zarabianie pieniędzy. Wniektórych rezerwatach za możliwość wejścia do wioski trzeba zapłacić blisko 10 dolarów. Połowa pieniędzy z puszek na datki idzie dla kobiet, druga połowa dla Rządu.  Podobnie jest ze sprzedażą pamiątek i „hand-made” wyrobów. Twarze, szyje i nogi plemienia Karen można zobaczyć też na wielu pocztówkach, które zachęcają do odwiedzenia tego – jakże innego – miejsca. W wiosce jest też szkoła. Niezwykłe małe sale (klimat niczym z serialu Dr. Quenn), a w nich… blond Niemka – przyjeżdża tutaj systematycznie i naucza dzieciaki angielszczyzny :)

Skąd się wzięły te… tzw. „LONG-NECK” ? Lśniące obręcze na rękach i nogach, na głowie kolorowe dekoracje i białe bluzki owite czerwoną lamówką. Skąd się wzięły do końca nie wiemy :) Najbardziej wiarygodną i do zaakceptowania przez Nas wersją – są tygrysy. Tygrysy rzucające się do szyi. A ciężkie-mosiężne obręcze miały te szyje niegdyś chronić.

W Mae Hong Son pożyczamy kolorowy i szybki skuter „Scoopy” i pędzimy do Nai Soi, bo… tam też była Angelina Jolie !!! i Martyna Wojciechowska oczywiście ;) Ostatni odcinek nie ma asfaltu, więc pociskamy pod górkę po piachu i kamolach. Wpadamy do wioski, a tam… SPOKÓJ. Ani jednego turysty !!! Przechadzamy się powoli – bez pośpiechu – obserwujemy – paczymy (co ja paczę ;) – pstrykamy zdjęcia – to tu – to tam. W świetle słońca mosiężne ozdoby lśnią na ich szyjach… przyciągając Nas – niczym sroki do złota ;) Długo szyje, żyrafy, smoczyce (zwał, jak zwał) —> siedziały tak sobie przy chatach, pochłonięte całkowicie tkaczą pracą, rozmową z sąsiadką czy przygotowywaniem posiłku. Kiedy grzecznie pytamy, czy możemy pstryknąć „sweet focie”? – wszystkie kobiety stają na baczność, odrywając się natychmiast od swoich obowiązków i… zaczynają pozować. No pozować, jak najstarsze modelki (bez kitu !!!) Skupiony-wpatrzony wzrok w mały obiektyw, nienaganna postura, żadnych protestów (tak, Rząd Tajski zakazał jakichkolwiek protestów…)

„Human zoo” i „sztuczna wioska stworzona na potrzeby turystycznego zarobku” —> takie komentarze widnieją na stronie „TripAdvisor”. Może. Mieliśmy to szczęście i nie zauważyliśmy tej sztuczności i smutku w oczach tych kobiet. Bo z pewnością lepiej im w tej Tajlandii, niż w Birmie (rządzonej przez reżim wojskowy).

„Jak daleko jest stąd do Birmy?” – pytamy męzczyznę, mówiącego po angielsku.

„Dwie noce w dżungli”.

Chyba najfajniej jest wieczorem. Kiedy starsze kobiety mogą odpocząć. Kiedy nie muszą niczego udawać. Kiedy dzieciaki opuszczają stragany i mogą się bawić. Kiedy turyści wracają do swoich Resortów and SPA…

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 00.52.54

maehongson001

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 10.33.28

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 12.11.53

maehongson002

maehongson003

Walentynki ze słoniem <3

2014/02/16   

W Walentynki wylądowaliśmy w małej wiosce, niedaleko Pai, na północy Tajlandii. Po pysznej kolacji przy drodze (kurczak, świnka i małże – popijane whisky po męsku ;) —> pojechaliśmy stopem na pace Tejotki do Bamboo Hut Pai. To najtańszy nocleg (i najlepszy dotychczas! :), jaki udało Nam się znaleźć (nie tyle w okolicy, co w całej Tajlandii). Całe 8 PLN od osoby w małym, bambusowym domku… Taki sam domek, tuż obok Nas – znalazła tego samego dnia para Szwajcarów, z którymi spędziliśmy walentynkowo-zabawowy wieczór przy gitarze :) Odśpiewaliśmy wszystkie znane Nam piosenki po angielsku – z Bobem Dylanem na czele. Mieliśmy whisky (najgorzej jak zabraknie… – no i zabrakło ;) i cole w plastikowych kubolkach.
Zero romantyzmu (:
Rano na kaca był prze-przepyszny koktajl ananasowo-truskawkowo-arbuzowy.

I słonie. Dużooo słoni.
Bo człowiek nie zdaje sobie sprawy, jakie to cudowne zwierzę, dopóki się na nim nie przejedzie (; W Tajlandii słonie są wszędzie —> słonie na butelkach od piwa, słonie na koszulkach, słonie na wycieraczkach, słonie na ulicach, słonie na pocztówkach. W okolicach miasteczka Pai spotkaliśmy najweselsze, najszczęśliwsze, najukochańsze i najpiękniejsze ponad 100-letnie Elephant’y (: (z trąbą do góry, jak… ;)

#Elephant-Camp to miejsce, gdzie można zobaczyć/pogłaskać/nakarmić SŁONIE. Na wyciągnięcie każdej rączki, przyjazne, wesołe i łase na zielone banany (po 2 PLN do kupienia obok ;) Można też wdrapać się na słonia i przez godzinkę na Nim siedzieć (:

(… a najfajniejsza to nie była ta trąba poniżej. A OCZY właśnie. Ogromne, uśmiechnięte i szczęśliwe :)

Zrzut ekranu 2014-02-16 o 19.50.44

Zrzut kekranu 2014-02-16 o 19.51.30

hhh kopia

Krabi —> Phuket —> Chiang Mai [TAJLANDIA]

2014/02/12   

Na Krabi-Krabi… na Krabi tłum Polaków jest! Nigdzie wcześniej (ani później;) nie spotkaliśmy tylu Rodaków, co właśnie tam (pewnie za sprawą bezpośrednich połączeń z Warszawy na Phuket —> a dalej to już 4 h busikiem/lub promem). Nam spodobał się Phuket. Mimo, że nie przepadamy za korkami i ulicznym hałasem – dzielnica Chinatown, w której mieszkaliśmy jest… wciągająca. Mnóstwo klimatycznych kawiarenek, barów, straganów z owocami i art-galerii przypomina w dużym stopniu Europę (za którą już trochu tęsknimy… :)
Z Phuket do Chiang Mai lecimy 2 godzinki samolotem. Tutaj odwiedzamy wszystkie świątynie po kolei, a na koniec robimy szybkie zakupy „oryginalnych” ciuszków przy „NIGHT MARKET” —> (sukienka, leginsy, spodnie, koszulki, majtki i…). Taaaaaka radość !!! (: „Good COPY”, niczym na Petalingu w Kuala (:DSC_0563

DSC_0555

04

DSC_0553

DSC_0573

03

DSC_0548

D22

Bez nazhhwy

DSC_0533

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 20

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 20.55.56

Filipiny —> Malezja —> Tajlandia

2014/02/08   

Po 20 dniach wylatujemy z Filipin (kiedy kupowaliśmy bilety pół roku temu WIZA była 21-dniowa, teraz jest 30 ! :( Pobijamy Nasz życiowy rekord – 3 samoloty w ciągu 1 nocy !!! (w drodze do Manili —> do Kuala Lumpur —> i na Penang… uciekając przed kolejnym filipińskim tajfunem Basyang (!!!) Na Penangu próbujemy tamtejszej kuchni (…bo być w Penangu i nie spróbować malezyjskich przysmaków, to jak być w Paryżu i nie odwiedzić Luwru :) Zajadamy Rojaka (sałatkę owocowo-warzywną) i Ice Kacang’a (lody z fasolką i kukurydzą). Dwa dni później znów lecimy – podróż AirAsią – z Penangu na Langkawi – od momentu startu do lądowania —> to całe 15 MINUT lotu !!! ….niesamowite.

Poniżej zdjęcie z samolotu – most w Penangu – ponad 13 km z zakrętami !!! (: Od teraz Nasz ulubiony (:

Pozdrawiamy już z Tajlandii (Malezję opuściliśmy dosyć szybko —> ze względu na zakazy picia alkoholu i… całowania :) Zrzut ekranu 2014-02-5 o 21.16.33Zrzut ekranu 2014-02-5 o 21.03.30

Zrzut ekranu 2014-02-7 o 21.38.37

Zrzut ekranu 2014-02-8 o 21.49.24IMG_0016

IMG_0020

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 21.55.15

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 21.41.44

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 21.45.23