Show MenuHide Menu

Archives

S T A T Y S T Y K I

2014/06/30   
10 miesięcy podróżowania
31 samolotów
21 krajów
39 nocy na Couchsurfing’u
2 wypożyczone campery
2 wypożyczone osobówki
2 wypożyczone skuterki
4 wypożyczone rowery
1000000000000 autostopów
8 nocy na lotniskach
140 wypisanych pocztówek
150 $ znalezione na ulicy (po paru dniach zgubione)
800 $ na wizy
80 % zapełnionego paszportu
i niezliczona ilość wspomnień, których nikt nam nie ukradnie :) Trochę wygłodniali, trochę wytęsknieni, ale generalnie zadowoleni  —> wróciliśmy prosto do Wrocławia w poszukiwaniu pracy i mieszkania! (Ma ktoś pieczątkę w paszporcie z Katowic? Bo my mamy ;)DSC_2648

Zrzut ekranu 2014-08-29 o 14.45.19

Do Gruzji ? Ale po co do Gruzji…

2014/06/27   

Gruzja wydaje nam się co najmniej PRZE-reklamowana! Trafiliśmy tutaj autostopem z Iranu, Iraku, Turcji i Armenii. To tutaj spędzamy ostatnie dni naszej podróży. Na lotnisku w Kutaisi kończymy właśnie nasze długie wakacje…
gru00gru01gru02gru03gru04gru06gru10gru11gru12gru16gru13gru14gru15gruzja

Flaga na maszt – IRAK JEST NASZ !!! :D

2014/06/06   

irak01

Nie pamiętamy, kto pierwszy z Nas rzucił hasło: „a może Irak?”. Po usłyszeniu tego zdania poczuliśmy zapalające się świeczki w Naszych oczach i… już wiedzieliśmy co będzie. Spodobał Nam się ten pomysł 100000 x bardziej, niż Armenia. „Strach jest” – pomyśleliśmy wtedy (:

Czasami w życiu czujemy, że znajdujemy się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie… i tak było przez cały Nasz pobyt w Iraku. Wszystko zaczęło się jeszcze na granicy irańsko-irackiej w Piranshahr. Jak zwykle mieliśmy nadzieje, że zatrzyma się ktoś, kto jednocześnie…. :

-podrzuci
-zaprosi na darmowe jedzenie
-zaproponuje spanie (:

Czterech ciemnych gości w ciemnych okularach na ciemnych tablicach przejeżdża obok Nas i od niechcenia jeden z nich rzuca w Naszą stronę: „czy chcemy na pakę?”. Oczywiście, że chcemy. Nie zastanawialiśmy się długo, w zasadzie to wcale (; W TO, co wydarzyło się później – aż ciężko uwierzyć. Wylądowaliśmy na dywaniku u… samego Generała Armii Kurdystanu (!). Sam Generał nie znał słowa po angielsku, ale porozumiewał się z Nami… migowo. I robił to genialnie (chyba wcześniej uczył się tego do porozumiewania z żołnierzami). Wiecie, że Generał ma broń w każdym rogu pokoju? Taką długą i groźną, że nawet na filmach nigdy wcześniej takich broni nie widzieliśmy. Miał też 5 białych tejotek i 2 pickupy, a w każdym z tych aut po 2 sztuki kałasznikowa, stosy granatów i rakiety. I schron w domu w razie wojny też miał. Taki z zapasem jedzenia i picia… i broni oczywiście. Kolejnego dnia pojechaliśmy z kuzynami na wycieczkę po okolicy – atrakcją był wodospad, ogromny kanion i… strzelanie z kałaszników i M4 !!! Akurat na Dzień Dziecka takie zabawki… (: Strach był! Pierwszy raz nie był przyjemny – ogłuszenie, zaćmienie, odrzut i SZOK. Tomkowi się oczywiście bardzo spodobało (i mamy wszystko na filmie :).

Generał posiadał dużą… rodzinę. Bardzo dużą rodzinę. W sumie 30, a może 40 osób. I cała ta rodzina spotykała się każdego dnia na lunchu i kolacji u dziadka. Poznaliśmy braci, synów, żony tych synów, wujków, kuzynów, kuzynki, stado wnuczków i prawnuczków. I nie do końca kojarzyliśmy kto z kim i dlaczego ;). I kolegów Generała też poznaliśmy, bo ostatniej nocy była narada wojskowa (tzw. Military Party – z ochroniarzami oczywiście :). Niesamowita była ta cała rodzinka. Wszyscy mieszkali blisko siebie, na jednym ogrodzonym wzgórzu z widokiem na całe miasto Soran. Kobiety przygotowywały posiłki, mężczyźni jedli pierwsi (na dywanie po turecku – tak niewygodnie! :) Jeden wujek dał Tomkowi koszulę, drugi spodnie, Farah ofiarowała Iwonce sukienkę, pasek, tusz do rzęs. Chyba nie wyglądaliśmy zbyt dobrze (według nich ;)

Baxawana polubiliśmy najbardziej. Nocami jeździliśmy jego super furą na rządowych blachach do sklepu z mocnym alko (ohhh jak nam wszystkiego brakowało po Iranie!). Tańczyliśmy i śpiewaliśmy kurdyjskie pieśni w aucie na całą paręęę! A uwielbiamy kurdyjskie pieśni. I Kurdów także.

Po dwóch nocach u Generała ruszyliśmy dalej, na zachód Iraku. Jeździliśmy od miasta do miasta autostopem spotykając różnych ludzi. Stopa w Iraku łapać nie trzeba – autostop w Iraku łapie się sam – wystarczy, że jesteś :) Wszyscy myśleli, że znamy kurdyjski (a jeszcze nie znamy! :) – i ciężko było im uświadomić, że jest inaczej. Kurdowie dawali Nam jedzenie, picie, zbaczali z drogi, aby kupić Nam alkohol – czyli gościnność pełną parą.  Kiedy zbliżał się wieczór – na autostradzie cudem zauważył Nas Abdulrahman. Od słowa do słowa wyszło na jaw, że nie mamy gdzie spać (i jesteśmy głodni, jak to my ;) Abdul wytłumaczył Nam łamanym angielskim, że jego mieszkanie jest zbyt małe, ale… ale proponuje Nam pokój w *** hotelu, za który chętnie zapłaci. Po drodze zamówił też pizzę, którą w pośpiechu odebraliśmy po drodze. A jakby tego było mało… to kolejnego dnia przyjechał po Nas, zawiózł na granicę iracko-turecką i zapłacił za Nasz kolosalnie drogi autobus do miejscowości Silopi w Turcji. Pamiętam, że zabrakło Nam wtedy słów. I teraz też. Dziękujemy, Panie Abdulrahman (:

Prowincja Kurdystan w Iraku jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. A Kurdowie to cholernie dobry naród. I jednocześnie chyba największy, który nie posiada swojego państwa. Przygoda z Irakiem była jednym z najmilszych doświadczeń w życiu. Zdecydowanie.
irak000irak00irak02irak03irak04irak05irak06irak07irak09