Show MenuHide Menu

LONG-NECK

2014/02/17

Plemię Karen, dość charakterystyczne i rozpoznawalne dzięki wielu stacjom telewizyjnym – spotykane głównie w północnej Tajlandii, w prowincji Mae Hong Son. To tutaj mieszkają i żyją uchodźcy z Birmy. To tutaj Rząd Tajski pozwolił tym kobietom zostać, ponieważ wiedział, że mogą stać się doskonałą atrakcją turystyczną północnej Tajlandii.

„Długie szyje” lub „żyrafy” to popularne określenia kobiet noszących obręcze w kolorze złotym. Obręcze noszą już bardzo małe, 5-letnie dziewczynki, starsze kobiety mają na sobie nawet 9 kg mosiądzu. Nie przeszkadza to im w codziennym życiu – jedzeniu, pracy czy spaniu (odpowiednie poduchy… :) Długie szyje to tak na prawdę złudzenie optyczne… nie wydłużają szyi (potwierdzone zdjęciami rentgenowskimi), a jedynie kilogramowy ciężar obniża ich obojczyki. Tjaaa…

„Long-neck” to nie tylko sposób ozdabiania ciała i kultywowanie tradycji, ale też sposób na zarabianie pieniędzy. Wniektórych rezerwatach za możliwość wejścia do wioski trzeba zapłacić blisko 10 dolarów. Połowa pieniędzy z puszek na datki idzie dla kobiet, druga połowa dla Rządu.  Podobnie jest ze sprzedażą pamiątek i „hand-made” wyrobów. Twarze, szyje i nogi plemienia Karen można zobaczyć też na wielu pocztówkach, które zachęcają do odwiedzenia tego – jakże innego – miejsca. W wiosce jest też szkoła. Niezwykłe małe sale (klimat niczym z serialu Dr. Quenn), a w nich… blond Niemka – przyjeżdża tutaj systematycznie i naucza dzieciaki angielszczyzny :)

Skąd się wzięły te… tzw. „LONG-NECK” ? Lśniące obręcze na rękach i nogach, na głowie kolorowe dekoracje i białe bluzki owite czerwoną lamówką. Skąd się wzięły do końca nie wiemy :) Najbardziej wiarygodną i do zaakceptowania przez Nas wersją – są tygrysy. Tygrysy rzucające się do szyi. A ciężkie-mosiężne obręcze miały te szyje niegdyś chronić.

W Mae Hong Son pożyczamy kolorowy i szybki skuter „Scoopy” i pędzimy do Nai Soi, bo… tam też była Angelina Jolie !!! i Martyna Wojciechowska oczywiście ;) Ostatni odcinek nie ma asfaltu, więc pociskamy pod górkę po piachu i kamolach. Wpadamy do wioski, a tam… SPOKÓJ. Ani jednego turysty !!! Przechadzamy się powoli – bez pośpiechu – obserwujemy – paczymy (co ja paczę ;) – pstrykamy zdjęcia – to tu – to tam. W świetle słońca mosiężne ozdoby lśnią na ich szyjach… przyciągając Nas – niczym sroki do złota ;) Długo szyje, żyrafy, smoczyce (zwał, jak zwał) —> siedziały tak sobie przy chatach, pochłonięte całkowicie tkaczą pracą, rozmową z sąsiadką czy przygotowywaniem posiłku. Kiedy grzecznie pytamy, czy możemy pstryknąć „sweet focie”? – wszystkie kobiety stają na baczność, odrywając się natychmiast od swoich obowiązków i… zaczynają pozować. No pozować, jak najstarsze modelki (bez kitu !!!) Skupiony-wpatrzony wzrok w mały obiektyw, nienaganna postura, żadnych protestów (tak, Rząd Tajski zakazał jakichkolwiek protestów…)

„Human zoo” i „sztuczna wioska stworzona na potrzeby turystycznego zarobku” —> takie komentarze widnieją na stronie „TripAdvisor”. Może. Mieliśmy to szczęście i nie zauważyliśmy tej sztuczności i smutku w oczach tych kobiet. Bo z pewnością lepiej im w tej Tajlandii, niż w Birmie (rządzonej przez reżim wojskowy).

„Jak daleko jest stąd do Birmy?” – pytamy męzczyznę, mówiącego po angielsku.

„Dwie noce w dżungli”.

Chyba najfajniej jest wieczorem. Kiedy starsze kobiety mogą odpocząć. Kiedy nie muszą niczego udawać. Kiedy dzieciaki opuszczają stragany i mogą się bawić. Kiedy turyści wracają do swoich Resortów and SPA…

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 00.52.54

maehongson001

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 10.33.28

Zrzut ekranu 2014-02-18 o 12.11.53

maehongson002

maehongson003

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.