Show MenuHide Menu

I + T, czyli P O D R Ó Ż w N I E Z N A N E

2013/09/12

Nazywam się Iwona, a to jest mój Narzeczony (mimo woli;) Tomek.
(„Tomek nie po to studiował cztery lata w Polsce i rok w Korei, aby pracować w korporacji”:)

Do kiedy nie kupiliśmy Naszego pierwszego biletu —>
mieszkaliśmy we Wrocławiu w najbardziej okrutnej dzielnicy tego miasta.
Kiedy w styczniu 2013 nie było śniegu (a może był?), kiedy doskwierało nam ogrzewanie elektryczne, kiedy kot Balon dygotał z zimna (a wiecie jakie ma futro ;), a my razem z nim (my też mamy ;), kiedy przerażała Nas brzydota ulicy na R. oraz ludzie, którzy do ludzi podobni nie są, kiedy pojawiły się promocje do Nowej Zelandii —>
to właśnie wtedy, w sobotni poranek kupiliśmy raz-dwa bilety w obydwie strony…
Później coraz to mniej pociągająca praca i przedłużająca się zima – aż do kwietnia (!!!) —>
co chwila podsuwały nam pytanie A L E C O D A L E J (Nasza Polsko;). Marzyliśmy o tym, aby coś zmienić.
Kolejne bilety już poleciały. Jeden po drugim. Apetyt Nasz wzrastał w miarę konsumowania :)
Zamiast kilku tiketów —> zrobiło się ich kilkadziesiąt.
Ostatnie miesiące minęły Nam na codziennej porcji lektur o podróżach, na godzinnych wyszukiwaniach tanich linii, czy wyprzedawaniu Naszego dorobku (bardziej mojego, niż Tomka, bo Tomek wiadomo… ;)

22 września w niedzielę, po kościele ;) R U S Z A M Y.
Startujemy z Wrocławia, przez Barcelonę, Londyn, Singapur, Sydney, a meta w Nowej Zelandii.
To będzie dłuuuugi LOT.

Taaaak, cieszymy się.
Czy się boimy? S T R A C H jest… (:Zrzut ekranu 2014-02-26 o 17.51.32

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.